poniedziałek, 25 lutego 2013



Indonezja

Energia, która od niego promieniowała, oślepiała uczestników konferencji prasowej. Podobnie jak kolor jego włosów – świetliście jasny blond podkreślony przez mocną opaleniznę, jaką uzyskał Bowie w trakcie trasy koncertowej. Wszystko działo się gdzieś na kontynencie azjatyckim pod koniec 1983 roku, podczas Serious Moonlight - jednej z najdłuższych i najbardziej udanych tras Bowiego. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Mówi się, że każdy członek zespołu miał strój dopracowany i zaprojektowany w najmniejszych detalach. David wystąpił od maja do grudnia praktycznie na wszystkich zamieszkałych przez człowieka kontynentach. 

To właśnie tutaj, na konferencji prasowej, zupełnie na drugim końcu świata, jeden z wielu uderzająco podobnych do siebie dziennikarzy i dziennikarek zapytał Bowiego o jego słabość do Dalekiego Wschodu. 
- Czy zawsze byłeś zafascynowany Wschodem?
- Tak... ...myślę... ...hmm... wydaje mi się, że widziałem Teatr Kabuki w brytyjskiej telewizji – lata temu, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. (…) Dzięki teatrowi zainteresowałem się kulturą, wiesz, jedna rzecz prowadzi do drugiej. Potem przyjechałem do Japonii – w siedemdziesiątym drugim, jak sądzę i tak ta moja fascynacja Wschodem ciągle trwa...

-------------------------------------

Jak to często bywa z podróżami - podobnie jak ze Szwajcarią - z Indonezją związana jest piosenka. 

Choć Bowie uwielbia wszelkie egzotyczne podróże, szczególny związek połączył go z  miejscowością na Zachodnim Bali o dźwięcznej nazwie Amlapura


Wyświetl większą mapę 


Potwierdzać zdaje się to zaśpiewany w kilku językach przez zespół Bowiego - Tin Machine - kawałek o tej samej nazwie. 


Pierwszy raz odwiedzili Amlapurę z Tin Machine w ramach wakacyjnego wyjazdu. O samym mieście można dużo powiedzieć, ale przewodniki po Indonezji zaproszą nas do niego dopiero po zwiedzeniu innych, bardziej interesujących miejsc. Co zatem urzekło Davida aż do tego stopnia? Pozostaje to chyba zagadką. 

Bowie śpiewa: „(...) Marzę o Amlapurze, / nigdy nie widziałem bardziej lśniącego klejnotu (...)”. W tekście nawiązuje też do epoki kolonializmu, wspominając koszmar mieszkańców tych okolic - piekielny statek widmo: Latającego Holendra, a także, jak się zdaje, zmarłych tragicznie dusz dzieci zamieszkałych w Karangasem podczas wybuchu tamtejszego wulkanu w 1963 r. Po tych wydarzeniach właśnie zdecydowano się zmienić nazwę miejsca na Amlapura. Wierzono, że będzie to oznaczało pokorę jej mieszkańców, albo chciano w ten sposób ukryć miasto przed następną erupcją i związanym z tym koszmarem. 

Ten utwór to popis muzyków – piosenka trudna technicznie, zarówno do zagrania jak i zaśpiewania. Bowie robi to półtonem – starając się wyrazić smutek i przygnębienie, a jednocześnie urok tego, przecież tragicznie doświadczonego miasta. Istotne znaczenie ma, że utwór się nie kończy – jest raczej przerwany, nagle urwany, podobnie jak życie miasta po wybuchu wulkanu. 

Kawałek został nagrany między 1989 a 1990 rokiem w Sidney. 



Oczywiście nie na muzyce kończy się zauroczenie i sentyment do Wschodu. 

Iman z Davidem szybko dogadali się z architektem Arne Hasselqvist'em, aby zaprojektował dla nich wyjątkowy dom. W 1986 roku, przed Świętami, David zakupił ziemię na wyspie Mustique na Karaibach. Trzy lata później wszystko było już gotowe – dzięki współpracy architektów z Nowego Jorku pod wodzą Hasselqvista. Ogrody zaprojektował Michael White. 



Domek w stylu balijskim powstał przed 1992 rokiem, kiedy nie było jeszcze mody na tego typu budownictwo. Kolejny dowód na to, że David Bowie praktycznie w każdym aspekcie życia wyprzedzał swoją epokę. 

O całym przedsięwzięciu mówił z lekkim przymrużeniem oka: „Uwielbiam dobry banał, a ten domek jest dla mnie po prostu najbardziej zachwycającym banałem”Zapytany o domek wprost, Bowie odpowiada: "Szczerze mówiąc, to było dość dziwne. Spędziłem kilku dni z Mickiem [Jaggerem] i Jerrym w ich domu, a podczas oczekiwania na łodzi miałem zamiar popływać po Karaibarch co nigdy się stało, ponieważ śruba wypadła czy coś. Dlatego nie mając nic innego do roboty postanwiłem się przejść, pozwiedzać – wpadłem na teren należący do  Hasselqvist'a – pogadaliśmy o tym. Powiedziałem sobie – czemu nie!”

“Jestem rannym ptaszkiem" mówił Bowie, odpoczywając na XIX wiecznej, indyjskiej leżance. “Wstaję gdzieś pomiędzy piątą a szóstą, piję kawę i czytam przez kilka godzin zanim wszyscy pozostali wstaną. Potem jemy śniadanie a potem wszyscy schodzą na plażę – nic zaskakująco oryginalnego. Najlepszą rzeczą w tym domu jest to, że składa się z wielu małych kącików w których możesz się schować – możesz chodzić nawet przez osiem dni i każdego dnia znaleźć miejsce, w którym jeszcze nie byleś. Trochę tam rzeźbię, czyli robię coś, czego nie robiłem odkąd kształciłem się w sztuce”

Na dalekim wschodzie Bowie zmierzył się z poważną próbą aktorską, być może najlepszą ze wszystkich ról w swojej karierze. Na wyspie Jawa wystąpił w filmie „Merry Christmas, Mr. Lawrence”. Tę filmową ucztę dla fanów Davida, celnie podsumował jeden z widzów: „Doskonały obraz Oshimy to pochwała wolności umysłu i zasad moralnych, które powinny wyrastać ponad różnice kulturowe.”



Muzyczne wojaże po kontynencie azjatyckim muzycy zakończyli miłym gestem. Ostatnie koncerty trasy Serious Moonlight (a szczególnie ten z 8 grudnia 1983 w Hong Kong Coliseum) mogły być zapamiętane na bardzo długo zarówno przez fanów Bowiego jak i Beatlesów, jego starych, dobrych znajomych. 

Kilka dni wcześniej, wiedząc o zbliżającej się trzeciej rocznicy tragicznej śmierci Johnna Lennona, Earl Slick, gitarzysta grający z Bowiem w tej trasie, zaproponował mu, żeby zagrali kawałek „Across The Universe”  ku pamięci Johnna. Sam Bowie odniósł się do tego z entuzjazmem, idąc nawet dalej i mówiąc: „Cóż, jeśli mamy to zrobić, równie dobrze możemy zagrać >Imagine<”. W sumie owa piękna kompozycja wybrzmiała na Dalekim Wschodzie co najmniej kilka razy w  roku 1983.

Superg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz