poniedziałek, 11 lutego 2013



Szwajcaria: Domek z kukułką i pałac


- „To przeklęte miejsce powinno zostać zmiecione z powierzchni Ziemi”, no no, David, ostre słowa. Właśnie przeczytałem w gazecie wywiad z Tobą. Ciekawe co na to ludzie… szczególnie mieszkańcy LA. Wątpię, żeby byli urzeczeni tym coś nagadał.
- Doskonale wiesz jak jest. Ludzie mi nie zawadzają, ale przed tymi typkami spod ciemnej gwiazdy nie ma ucieczki. Wszędzie mnie znajdą. Wiedzą gdzie mieszkam, wiedzą gdzie nagrywam, gdzie piję kawę - dosłownie czuję ich wzrok na plecach. Nawet gdy nie jestem na głodzie, koka zawsze jest o 5 minut ode mnie. To przez ten Amerykański Sen - każdy chce znaleźć szybki sposób na kasę, ale pogoń dealerów za pieniędzmi nie daje mi żyć.
- Hmmm... Słuchaj, płyta wydana, trasa lada dzień się skończy, coś Cię tu trzyma? Co powiesz na przeprowadzkę z powrotem do Europy? Jakieś spokojne miejsce, wiesz, zielono, cicho, żadnego śladu po tych gnojkach – może Szwajcaria? Mieszkałem tam jakiś czas. Mówię Ci – ładnie miejsce – Chaplinowi się podobało. To samo Hemingway. Audrey zdarzało się narzekać, ale podobno i tak kochała ten kraj…
- Zastanowię się nad tym Stanley, jestem wykończony. Muszę odpocząć... 

----------------------------------

Tak mogła wyglądać rozmowa telefoniczna Davida z jego managerem Stanleyem Diamondem w roku 1975. Po wydaniu Young Americans, jak dotąd najbardziej kasowego krążka z hitem „Fame” na czele, Bowie czuł się wyczerpany. Nie tylko wspomaganym narkotykami zabójczym tempem życia, ale też krzywdzącą dla muzyka współpracą z byłym managerem Tonym DeFriesem. „What you need, you have to borrow” śpiewa pełen rozgoryczenia Bowie w „Fame” – niesamowicie sławny z niemal pustym kontem.

Zdeterminowany, aby uporządkować swoje życie, wkrótce zgodził się na propozycję Diamonda i razem z żoną i synem przeniósł się do chatki w Blonay – malutkiej, szwajcarskiej miejscowości położonej w górach (mapa). Domek wybrała Angie Bowie, jego ówczesna żona, która później w jednej ze swoich książek wspomni, ze nazywali go „cuckoo-clock” – zegar z kukułką. Jak David przekonywał w wywiadach, to miejsce zapewniało mu niczym niezmąconą ciszę i harmonię: "Mam tutaj święty spokój. To jedyne miejsce na świecie, do którego wróciłbym z taką radością". 

Bowie w sztuce "Człowiek słoń"
Drastyczna zmiana tempa dla nigdy nie odpoczywającego, ciągle aktywnego Bowiego miała też złe strony. "Chodził w tę i z powrotem po tym wspaniałym domu i nie mógł tego znieść. Próbował udawać, że mu się podoba, ale zawsze widziałam to przerażenie w jego oczach. To w ogóle nie było jego miejsce" – wspomniała po latach Angie, która w Szwajcarii spędziła dzieciństwo i chodziła do szkoły. Być może miała rację, być może już wtedy ich małżeństwo wkraczało w poważny kryzys. Cztery lata później, w 1980 roku doszło do rozwodu. "W połowie lat 80. znalazłem się w bardzo twórczym przygnębieniu. Pisałem tyle co zawsze, ale nie byłem zadowolony z jakości mojej pracy. Próbowałem przypodobać się całej publice" wspomina Bowie. Z drugiej strony jednak, był to bardzo produktywny okres jeśli chodzi o aktorstwo. W tym czasie David zagrał  tragiczną tytułową postać w sztuce broadwayowskiej pt. "Człowiek słoń". Wystąpił także między innymi w "Zagadce nieśmiertelności" oraz "Marry Christmas, Mr. Lawrence", kręconego na wyspie Jawie, co miało zapewne związek z jego ogromnym zainteresowaniem orientem.

Muzyka jednak nigdy nie zeszła na dalszy plan. Wręcz przeciwnie. To w Szwajcarii Bowie zaczął słuchać kraut rocka i przyglądać się niemieckiej scenie muzycznej, co zaowocowało później trzema krążkami z tzw. trylogii berlińskiej. Warto również zauważyć jedną z najgłośniejszych kolaboracji brytyjczyka powstałą właśnie w tym trudnym dla niego okresie – chodzi o piosenkę "Under pressure" zespołu Queen, z której, nomen omen, nie był do końca zadowolony. "Kiedy chłopcy pojawili się w Szwajcarii, pojechałem spotkać się z nimi w studiu [Mountain Studio – przyp. aut] i - co było nieuniknione - zaczęliśmy razem grać. (…) Wszystko działo się tak szybko; to jedna z takich rzeczy, które powstają w ciągu dwudziestu czterech godzin. Powstał tak szybko, że słysząc teraz część tekstu, aż kurczę się ze wstydu.” Innego zdania byli muzycy Queen. Roger Taylor tak komentował tę krótką współpracę: "To jeden z najlepszych kawałków, jakie kiedykolwiek zarejestrowaliśmy, a do wszystkiego doszło zupełnie przez przypadek, gdy David odwiedził nas w studiu w Montreux."

Prowadząc spokojne życie David mógł spędzić nieco czasu w galeriach sztuki i muzeach (mowa tutaj szczególnie o Bruecke Museum w Berlinie), co po krótkim czasie stało się niemal jego obsesją. Christopher Stanford, jego biograf,  w następujący sposób opisuje tę kwestię: "Nie tylko stał on się [Bowie] fanem sztuki ekspresjonistycznej. Zamknięty w pokoju rozpoczął samodzielny intensywny kurs samo udoskonalania się w muzyce klasycznej i literaturze oraz zaczął prace nad swoją autobiografią."


Równo dwa lata po rozwodzie muzyk przeniósł się do willi położonej  w okolicach Lozanny - około 30 kilometrów na północ od Jeziora Genewskiego.  Chateau du Signal (wnętrze domu można zobaczyć w filmie "Gorzka czekolada" z 2000 r.) jest wybudowaną na początku XX wieku, urządzoną w drewnie posiadłością rosyjskiego księcia. Jej nowy mieszkaniec był  tajemniczy i niezbyt chętny do rozmów. Stan ten przypominał koniec lat 70., również spędzonych przez niego w Szwajcarii. "Co to do cholery znaczy 'większość mojego czasu'!?" wrzasnął kiedyś David na jednego z reporterów, kiedy ten zapytał  dlaczego spędza tyle dni w swojej willi, zachowując się dokładnie odwrotnie niż Bowie z czasów, z których dziennikarze go pamiętali – już nie przypominał  szalonego rockmana, który nie wie co to sen. Powodem takiego zachowania mogła być zwykła nuda - w latach 80. mówiono i pisano, że David nie mając co ze sobą zrobić, prawie "chodził po ścianach". 

David i Iman
Był 43-letnią gwiazdą rocka z majątkiem wartym prawie pięćset tysięcy funtów, która niedawno wyszła z depresji, kiedy to w 1990 roku znalazł swoje prawdziwe szczęście – supermodelkę Iman. Pobrali się w kwietniu we Włoszech - dwanaście lat po rozwodzie z pierwszą żoną. "To była miłość od pierwszego wejrzenia" mówi David. Swoją przyszłą żonę urzekł niesamowitą determinacją. "Dowiedział się, że mój samolot będzie za jakiś czas lądował - przyszedł na lotnisko. Sam, żadnej ochrony, z kwiatami w ręku. Czekał na mnie przed wyjściem. Nigdy nie dbał o to, czy patrzą inni." Postanowili zostać w Szwajcarii. Powody ku temu były bardziej prozaiczne niż mogłoby się wydawać – pieniądze. Powrót do Stanów oczywiście nie wchodził w grę, Wielka Brytania również do tego nie zachęcała swoimi ponad 75% podatkami nakładanymi na artystów. "Byłem głupiutkim chłopcem jeśli chodzi o moje finanse. Dopiero teraz zaczynam dostrzegać swoje błędy" – przyznał później Bowie. 

Wieloletnią przygodę ze Szwajcarią zakończył w 1998 roku, kiedy to wystawił na sprzedaż często opuszczaną (na rzecz wojażów do Afryki i na Daleki Wschód) rezydencję. Mówi się, że zrobił to za namową Iman, która wolała miasto zamiast "sielankowej egzystencji na szwajcarskiej wsi". Obecnie razem prowadzą bardzo konwencjonalny tryb życia . Bowie nie musi powracać na scenę muzyczną tylko po to, by podreperować finanse, gdyż sam pilnie dogląda wszelkich spraw dotyczących jego majątku. Nie potrzebuje robić szumu wokół swojej osoby, nie szuka popularności ani tym bardziej skandalu. Na wywiadówki do szkoły córki chodzi jako David Jones, ojciec. Na tym właśnie polega wielkość Davida Bowiego. Do dziś mieszka w Nowym Jorku z Iman i Alexandrią. Są szczęśliwi. Co miesiąc, czternastego świętują dzień ich pierwszej randki.

--- Superg




2 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że Bowie i Iman to jedna z nielicznych, sławnych par, która ma już dość duży staż małżeński i nie wiedzie kontrowersyjnego życia. Po prostu zachowują się jak normalna, zwykła, szczęśliwa rodzina i nie dają plotkarskim portalom powodu do pisania o nich różnych głupot. Świetna notka i czekam na więcej z tej serii. Może znajdzie się też miejsce na wspomnienia o podróży do Moskwy? Będę śledzić wpisy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakże się cieszę, że tutaj trafiłem! Bowie-Damaged mam już w zakładkach i będę tutaj wpadał regularnie. Przy okazji, zapraszam do siebie, bo tam też co nieco o Mistrzu...http://popkulturalny.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń